Mercure Lublin – hotel i obsługa z charakterem

Sporo czasu minęło, duża część zdjęć uległa zniszczeniu – skutki nie robienia backupów, ale wspomnienia jak najbardziej żywe.
 
Kolejną część urlopu spędziliśmy w Lublinie i zatrzymaliśmy się w Mercure Lublin. Ten trzygwiazdowy obiekt otoczony jest licznymi uczelniami oraz instytucjami kulturalnymi. Na wprost hotelu jest Ogród Saski, a na starówkę dojdziemy w 10 minut. Znajdziemy tu restaurację, bar, pokój dla dzieci, sale konferencyjne oraz czynną całodobową salę fitness. Widać, że obiekt został odświeżony i prace dotknęły nie tylko recepcji oraz restauracji, ale także odnowiono pokoje – czego nie zrobiono np. w Novotel Szczecin.
 
Samo zameldowanie przebiegło sprawnie. Otrzymaliśmy taki pokój jaki został zarezerwowany, nie można było liczyć na upgrade ze względu na zajęte apartamenty. Ponadto podczas meldunku uraczono nas voucherem na dwa powitalne napoje oraz rabatem na gastronomię.
 
 Pokój był bardzo mały, ale za to bardzo ładnie urządzony i czysty. Warto dodać, że jest on klimatyzowany, ale gość może z niej zrezygnować i otworzyć okno. Za co należy się duży plus, bo jednak jestem zwolennikiem powietrza z zewnątrz (bez ulepszaczy), chyba że mamy upały 😉 W pokoju prócz łóżka był zawieszony na ścianie telewizor oraz biurko z fotelem, a pod nim mini barek. Łazienka była wyposażona w standardowe Mercure’owe kosmetyki.
W pokoju czekał na nas upominek VIP, który uwzględniał dwie osoby, a składało się na nie (dla każdej osoby): piwo, owoce oraz krem czekoladowy. Nie ukrywam, łakocie dość szybko się rozeszły.
 
 Przejdźmy teraz do restauracji. Korzystaliśmy z niej podczas śniadań i trzeba przyznać, że trzymały wysoki poziom. Dania były zróżnicowane – drugiego dnia dostępne były nawet pierogi. Nie próbowałem ich, więc nie powiem jakie to były – czy ruskie/z mięsem itd. Moją uwagę zwróciło bardzo dobre ciasto, którym zajadałem się przez dwa dni oraz smaczny omlet, na którego trochę musieliśmy poczekać, ponieważ… skończyły się jajka. Takie jaja! J
 
  
 Warto zaznaczyć, że sam bufet jest zorganizowany we wnęce restauracji, co dodaje mu klimatu i lepszej atmosfery.
 
W restauracji zamówiliśmy również burgery jak i kanapki klubowe. Tu niestety szef kuchni się nie postarał. Dawno już nie jadłem burgera, który nie miałby kompletnie smaku. Trzeba też zaznaczyć, że porcje były dość małe, a ceny wyższe niż w np. Mercure Warszawa Centrum.
 
 Tak więc, kolację lepiej zjeść w mieście, a jest w czym wybierać, np. sławna Mandragora! Lokal znajduje się w rynku, więc bez problemu ją znajdziecie. Wybierzcie się tam koniecznie w sobotę J Wróćmy jeszcze na chwilę do gastronomii w hotelu – na pochwałę zasługuje barman, który na pytanie na co można wykorzystać vouchery zaproponował wszystko co ma i wyczarował dwa bardzo smaczne drinki – jeden na bazie wódki, a drugi na bazie whiskey.
 
 
Jak już wcześniej wspomniałem, w hotelu jest również centrum fitness, które znajduje się na 5. piętrze. Wyposażono je w mały atlas, bieżnię, rowerek, orbiterek, matę oraz ławkę. Samo pomieszczenie jest mikroskopijne i słabo zaopatrzone – brakowało mi hantli, o sztandze nie wspomnę, bo by się tam nie zmieściła. Trening cardio spokojnie tam zrobimy, ale z innym będzie bardzo ciężko, a szkoda.
Po dwóch spędzonych dobach nadszedł czas na wymeldowanie się. Bardzo lubię i sobie cenię jak ono trwa trochę dłużej i podczas tego czasu obsługa chętnie porozmawia z Gościem i tu tak było. Z recepcjonistką porozmawialiśmy o Lublinie jak i o naszym rodzimym mieście. Takie rozmowy budują we mnie pozytywny obraz pobytu i zapada on w pamięci na dłużej, a samo wspomnienie wywołuje uśmiech. Ponadto przy kolejnej wizycie obiecano upgrade do apartamentu,  więc trzymam za słowo, bo z pewnością wrócę J

Możesz również polubić

Dodaj komentarz